
https://twitter.com/UKRINFORM/status/1524455715892518916/photo/3
Andrij i Wałeria poznali się trzy lata temu. Ona była szefową biura prasowego straży granicznej obwodu donieckiego. - Miałam poczucie, że to człowiek, którego musiałam spotkać. Po prostu wszedł w moje życie. Był dla mnie szczęściem i całym światem - opowiadała BBC o mężu.
Wałeria od dziecka jest niepełnosprawna, z tego powodu była niezdolna do służby wojskowej w czasach pokoju. Ale kiedy 24 lutego Rosja zaatakowała Ukrainę, zatelefonowała do punktu poborowego i została zmobilizowana.
Oboje trafili na teren kombinatu metalurgicznego Azowstal w Mariupolu: ona jako żołnierka pułku Azow, on - jako pogranicznik.
Kiedy Andrij został ranny odłamkiem, przybiegł do Wałerii i powiedział jej, że powinni się pobrać. - Dawno rozmawialiśmy o małżeństwie, ale to miało wyglądać inaczej. To miała być chwila szczęścia - powiedziała kobieta. Była wtedy ostrzyżona na krótko i zażartowała, że wyjdzie za mąż, jak jej odrosną warkocze.
Za jakiś czas Andrij przyszedł znowu, ale tym razem z obrączkami z folii, które zrobił własnoręcznie. - To był najcenniejszy podarunek, jaki dostałam w życiu - mówi Wałeria.
Opowiada, że pewnego razu trafiła pod ostrzał lotniczy, w którym zginęło wielu jej kolegów i koleżanek. - Rozmawialiśmy między sobą, że uratowały mnie cud i miłość - mówi.
Zakochani postanowili pobrać się 5 maja, w dzień powstania pułku Azow. Andrij założył Wałerii na palec obrączkę jej mamy, ona jemu - swojej babci. Potem państwo młodzi zrobili sobie fotografie ślubne w scenerii bunkra.
- Byłam bardzo szczęśliwa.(...) Oboje żyliśmy. Niczego więcej nie było nam trzeba - mówi.
7 maja Andrij zginął w kolejnym rosyjskim ataku lotniczym. - W naszej ostatniej rozmowie mówiłam mu, że musi przeżyć, a on mnie - żebym się stąd wydostała - opowiada Wałeria. - Mam wrażenie, że jest gdzieś obok i zaraz przyjdzie. Jestem przecież wciąż w niebezpieczeństwie i nie może mnie zostawić. Zawsze mnie chronił - dodaje.
Teraz Wałeria chce przeżyć i spotkać się z rodzicami Andrija, którzy uważają ją za córkę. Chciałaby też godnie pochować swojego męża i uważa, że takie prawo mają wszyscy rodzice i małżonkowie poległych żołnierzy.
- Są tu ciała ukraińskich obrońców, ciężko ranni bez rąk i nóg, a nie ma środków znieczulających. I są ukraińscy żołnierze, którzy nie zasługują na to, żeby po prostu zginąć - powiedziała Wałeria.
Żołnierka wyraziła nadzieję, że świat "usłyszy Azowstal i znajdzie możliwość uratowania ukraińskich wojskowych".
- Proszę tylko, by pozwolono nam żyć - powiedziała.
Oprac.: Harald Kittel